Piotr Bałtroczyk zwykł o takich ludziach mówić: „piękni, młodzi, przystojni”. Do tego można dołożyć: kreatywni i utalentowani. O kim mowa? O studentach Polskiej Akademii Kabaretu. Wszystkich. Zarówno z pierwszego, jak i drugiego roku.
W połowie czerwca, a dokładniej 16 czerwca, odbyła się ich obrona prac dyplomowych, czyli Licencja na ROZŚMIESZANIE. Każdy ze studentów musiał przełamać stres, wyjść na scenę, poczuć blask reflektorów i doping publiczności. Scena nie byle jaka, bo to scena w legendarnym już Klubie Rotunda. A debiut w tym miejscu to nie byle co. Wiele kultowych grup kabaretowych (m.in. Neo-Nówka, Limo, Ani Mru-Mru) zaczynało właśnie tutaj swoją przygodę z kabaretem. Występ w Rotundzie można traktować jako dobrą wróżbę na dalsze losy sceniczne debiutantów.
Opiekunami studentów byli: Jerzy Jan Połoński (II rok) i Abelard Giza (I rok). Podczas występu dzielnie sprawowali funkcję technicznego z zastrzeżeniem, że co złego to nie oni. Pierwszy rok pokazał, że wszystkie pobrane przez całe 8 miesięcy tajniki sztuki kabaretowej nie zostały zlekceważone, tylko trafiły na podatny grunt. Był suchar, skecz, monolog, piosenka, stand-up, konferansjerka, a nawet improwizacja.
Tematyka również bardzo udana: od polityki - premier i jego nietypowy doradca debatują nad zakazem użycia cyfry „sześć”, przez zakupy świąteczne, gdzie dowiedzieliśmy się, że panga i samochodowa choinka zapachowa przydadzą się na święta, aż do sztuki nowoczesnej w postaci hibernacji Walta Disney’a, który budzi się i widzi dzieła swojego studia z czasów swojej nieobecności. Pojawiła się też specjalna dedykacja dla Adama Grzanki - studenci wykonali utwór „You suffer” zespołu Napalm Death. Warty uwagi był też skecz „Apteka”, gdzie wystąpili prawie wszyscy studenci pierwszego roku.
Drugi rok natomiast, jak zapowiedział ich opiekun, postawił sobie poprzeczkę znacznie wyżej. Studenci zaprezentowali publiczności przedstawienie, które było zabawną farsą, komedią omyłek i niedopowiedzeń, w którym każda postać była inna, a jednak bardzo charakterystyczna, której nie dało się nie zauważyć. Był kucharz-pasjonat soli, ciekawy wszelkich problemów natury egzystencjalnej, barman i kelnerka w barze „Ostry dyżur” - połączyła ich miłość i tajemnice przed sobą, ciężarna kobieta (nie, to nie była charakteryzacja!) i pracownik Sanepidu - tylko oni znają tajemnice poprzedniej pary, a nawet dołożyli do niej kolejną cząstkę zagadki. Klientka baru - przybyła skądś, szuka czegoś, zaintrygowana barmanem. No i wreszcie zabawna para rodzeństwa syjamskiego złączonych kurtką, która napada na bar. Niby wszystko inne, a jednak studenci II roku potrafili zgrabnie ułożyć to wszystko, a nawet znacznie więcej, w farsę z dosyć ciekawym, zaskakującym i ekstrawaganckim finałem, gdzie znów pojawiła się choinka - element wspólny obu przedstawień.
Cała obrona dwóch grup trwała około dwóch godzin. Publiczności bardzo się podobało, co okazała gromkimi brawami dla każdej sceny i każdego skeczu. Studenci z dumą przyjęli licencję na rozśmieszanie w postaci pamiątkowych dyplomów. Coś mi mówi, że za rok będzie kolejna obrona, tym razem trzech grup. Bo jak to mówią - dobrego kabaretu nigdy dość!
Paulcia