Skręt w boczną uliczkę. Chyba nie ma takiej drugiej we Wrocławiu. Z tym aromatem. Jesteśmy na miejscu. Po co pcham, skoro jest napis "ciągnąć"? Za każdym razem. Kolejka przy barze. Paru znajomych. "Cześć, cześć". "Dzień dobry, proszę bilet". Pieczątka i to natrętne skojarzenie. Oj tam. Byle znaleźć dobre miejsce. Już chyba wszyscy są. Głos z widowni: "Kiedy ja mówię: Impro! - wy mówicie: Kracja!". Światło. Muzyka. Artur Jóskowiak. Tak – zaczyna się.
Po sukcesie Bestsellera Improkraci zdecydowali się przedstawić nową formę improwizacji również związaną z literaturą. A właściwie własną wariację na temat istniejącej już formy, gdyż Strumień świadomości (w różnych wersjach) jest od dawna grywany przez kilka grup improwizacyjnych w Polsce. W wersji wrocławskiej aktorzy tworzą kilkudziesięciominutowy ciąg scen, powiązanych mniej lub bardziej luźnymi skojarzeniami, rozpoczynając od rzeczownika zaproponowanego przez publiczność. W dowolnym momencie przedstawienia każdy członek grupy może powiedzieć "stop" i rozpocząć nową historię, jakkolwiek łączącą się z poprzednią. Kolejna scena może przedstawiać wspomnienia bohatera wcześniejszej, ukazywać wydarzenia dziejące się równolegle w innym miejscu lub przenieść akcję w całkowicie inny wymiar. Pojawiają się też powiązania zupełnie absurdalne, jak przejście z kontroli na lotnisku do teleturnieju "Idź na całość", aby zaraz płynnie przenieść się na casting do roli kota Zonka.
Podczas wrocławskiej premiery Strumienia świadomości członkowie IMPROKRACJI, przy ochoczej pomocy widowni, podzielili się na dwie drużyny, dzięki czemu mogliśmy popłynąć dwoma potokami wyobraźni. Oba okazały się wartkie, pełne zaskakujących meandrów i wodospadów, chociaż pojawiały się też mielizny. Nie przeszkadzało to jednak w zabawie, według głównej zasady komedii improwizowanych, że jak występującym coś nie wyjdzie, to oglądający cieszą się jakby wyszło (jeśli nie bardziej). Jedno na co można by narzekać, to to, że widzowie mogli decydować jedynie przy źródłach strumieni, a cały dalszy przebieg zależał wyłącznie od umysłów Improkratów. Od początku istnienia grupy artyści przyzwyczajali nas do znacznie większego wpływu na przedstawienie. To my – widzowie – byliśmy pisarzami, scenarzystami i reżyserami wcześniejszych występów. Zgodnie z dewizą projektu "Wszystko co powiecie, może być użyte przeciwko nam" mogliśmy też radośnie poutrudniać improwizatorom zadanie. W nowej formie tego brakuje. Mimo to nie czuję specjalnie niedosytu czy żalu i myślę, że jest to ciekawy i naprawdę fajny pomysł. Z miła chęcią zobaczę jak będzie się rozwijał.
Kalinka11