Osoba Izoldy Kiec powinna być znana środowisku około kabaretowemu z jej wcześniejszych publikacji, m.in. „Wyprzedaż teatru w ręce błazna i arlekina... Czyli o kabarecie” oraz „W kabarecie”. Książki te opisują początki świata kabaretu. Osoby chcące dowiedzieć się co nieco więcej o współczesnym polskim kabarecie (mam na myśli ten po roku 1989, a nawet po 2000 czy 2010), niestety, tego nie odnajdą.
Nowa książka o gromko brzmiącym tytule „Historia polskiego kabaretu” skłania nas do sięgnięcia po nią, by wreszcie odnaleźć poszukiwane informacje. W końcu słowo „historia” mówi samo za siebie… Ale czy tak jest naprawdę? Sprawdźmy!
Izolda Kiec, jak sama siebie określiła w publikacji: „profesorka w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie; w Poznaniu prezeska Fundacji Instytut Kultury Popularnej. Zajmuje się źródłami i tradycją oraz metodologią badań kultury popularnej, poezją kobiecą i współczesnym teatrem”. Ergo: skoro kabaret wywodzi się od teatru, to Izolda Kiec powinna być właściwą osobą na właściwym miejscu w przypadku opisu kabaretu. Niemniej jednak obecny kabaret różni się od współczesnego teatru, co pozwala nam wątpić w to, czy faktycznie jest to odpowiedni wniosek. Mimo wszystko dajmy szansę pani Izoldzie i jej książce.
„Historia polskiego kabaretu” to opasłe tomiszcze, ważące prawie kilogram (jako lektura w autobusie lub w wannie - nie spełnia tej roli). Publikacja jest barwnie ilustrowana. Już z okładki uśmiechają się do nas bohaterowie polskiej sceny kabaretowej: Piotr Skrzynecki, kabaret Dudek, Starsi Panowie, Władysław Sikora, Bohdan Smoleń, kabaret Hrabi, Moralni czy Abelard Giza. Na drugiej stronie okładki mamy mapy myśli przedstawiające kalendarium kabaretowe w latach 1905-1970 oraz 1984-2012. Druga ilustracja wnosi podział na Zieloną Górę (Gęba), Kraków (PAKA) oraz Warszawę (radio, telewizja, kluby artystyczne). No właśnie. Dlaczego kalendarz kończy się na roku 2012? I dlaczego tylko w Warszawie są kluby artystyczne (o radiu i telewizji w innych miastach nie wspomnę)? Autorka co prawda wprowadza tutaj KKD, Stand-up Bez Cenzury oraz KK Chłodna, ale to nie koniec nowości na scenie kabaretowej w ostatnim czasie.
Wracając do warstwy graficznej – brawa dla osoby składającej książkę. Projekt nie tylko składa się z ciekawych (dla niektórych – być może chaotycznych) wstawek ilustracji, ale też z żywych odnośników (w postaci strzałek) od postaci kabaretowej do jej zdjęcia. A ilustracji w książce mamy mnóstwo. Ich spis, a także obszerną bibliografię oraz ogólny indeks znajdziemy na końcu publikacji.
Sama treść, podzielona na siedem części, nie stanowi encyklopedycznego kompendium wiedzy na temat kabaretu. Brak tu suchych informacji na temat, że w roku tym i tym ktoś zrobił to czy tamto. Z drugiej strony - sztywny opis sztuki kabaretowej mógłby wołać: halo, to nie tak ma wyglądać! Wracając do treści. Raczej jest to miła i przyjemna opowieść o sztuce kabaretu, którą co rusz ubarwiają liczne cytaty oraz ilustracje. Czy faktycznie taka forma jest odpowiednią i właściwą dla treści kabaretowych – pozostawię tę kwestię otwartą, w końcu to rzecz gustu – kto jak lubi czytać i zgłębiać wiedzę o kabarecie.
Wracając do wcześniejszego pytania, dlaczego kalendarz kończy się na roku 2012, i gdzie tak naprawdę kończy się historia kabaretu według autorki. Patrząc satyrycznym okiem, „koniec” znajduje się na stronie 410, gdzie autorka bądź też grafik zamieścili słowo „koniec”. Domyślni czytelnicy będą wiedzieć, że to koniec, skoro na następnej stronie jest bibliografia. Mam nadzieję, że słowo „koniec” nie stanowi proroczego zakończenia dziejów polskiej sztuki kabaretowej. W końcu współczesna scena, bądź co bądź, rozwija się w wielu kierunkach i ma się naprawdę świetnie. Co rusz powstają nowe przeglądy, sceny kabaretowe, pomysły na pojedynki, programy czy występy.
A jak autorka widzi ostatnie lata polskiego kabaretu, bazując na książce? Końcowy rozdział to swego rodzaju przegląd sztuki „między laboratorium artystycznym a towarzyską biesiadą” (tak brzmi jego tytuł). Porusza tematykę zarówno powrotu do pierwotnej formy czy stereotypu kobiety na scenie, jak też początków nowych form i absurdu. Autorka nie pomija też narodzin stand-upu, wymienia jego przedstawicieli, a także przywołuje słynny monolog Abelarda Gizy (tak, ten o papieżu). Co rusz pojawia się też próba zdefiniowania kabaretu, co jest nie lada wyzwaniem. W końcu z jednej strony są monologi, skecze, piosenki, a także występy pantomimiczne. Nie zapominajmy o Grupie MoCarta. Oni też są grupą kabaretową. Izolda Kiec broni się tutaj, cytując kabareciarzy, którzy sami definiują pojęcie kabaretu oraz to, co może bawić i śmieszyć publiczność.
Osobiście książkę oceniam pozytywnie. Jest kolorowa, pełna anegdot, wspomnień środowiska kabaretowego. Dla osób chcących poznać bliżej świat kabaretu – jest to dobry wstęp. Czy w przypadku wybitnych znawców jest to słuszny pomysł na prezent? Nie wiem. Pozwolę sobie w tym miejscu posłużyć krótką recenzją Artura Andrusa, która znajduje się na końcu publikacji:
Ta książka może się Państwu przydać. Żeby się czegoś dowiedzieć, a jeśli ktoś już to wcześniej wiedział, to żeby sobie tę wiedzę uporządkować. Tym, którzy dotychczas nie bardzo interesowali się polskim kabaretem może uświadomić, że to naprawdę poważna sprawa. Proszę przeczytać, a potem wyobrazić sobie, że ci ludzie nigdy się w naszym kraju nie pojawili, te zespoły, miejsca, skecze, monologi i piosenki nigdy nie powstały. Co by zostało? Smutek, żal, rozpacz, nadęcie i drętwota. Ta książka przyda się również artystom kabaretowym. Tym młodszym, żeby wiedzieli, że to nie od nich wszystko się zaczęło, i tym starszym, żeby sobie nie myśleli, że na nich wszystko się skończyło.
P.M.