Od pewnego czasu - z inicjatywy Artura Jóskowiaka i Dobrosławy Beli - działa we Wrocławiu grupa IMPROKRACJA, regularnie pozwalająca sterować sobą widowni podczas improwizowanych spektakli. W odróżnieniu jednak od kwikowców (kwikczan?), improkraci nie ograniczają się jedynie do parominutowych gier i pojedynków. Podczas przedstawień IMPROKRACJI publiczność może podziwiać i reżyserować pełnometrażowe filmy lub ekstremalne eksperymenty
Tym razem (18.03.12) przyszedł czas na pełną rozmachu historię w trzech aktach, z grupy filmów płaszcza i szpady. Akcja Kapelusza w błocie rozgrywa się w Paryżu i jego okolicach, w czasach panowania Ludwika XIII, XIV lub XV (któż to może wiedzieć na pewno). W każdym razie za dynastii Burbonów, w końcu gatunek zobowiązuje. Król Francji (Artur Jóskowiak), pochłonięty zaspokajaniem mniejszych i większych zachcianek, nie ma pojęcia o tym, co dzieje się w państwie, a nawet w komnatach, korytarzach i ogrodach Wersalu. Korzysta z tego nadworny mag-alchemik (Tomasz Marcinko), który wraz ze swoją asystentką (Dobrosława Bela) planuje przejęcie władzy.
Salonowe intrygi splatają się z losami prostych poddanych. Do Paryża przybywa Rysię 'Dartanian' Rysielie (Krzysztof Ryś), młody ubogi chłopak z prowincji, nauczony jedynie władać szpadą. Postanawia odszukać ojca (który 30 lat wcześniej porzucił ciężarną żonę dla kariery) lub przynajmniej znaleźć przygodę. Zaraz po przybyciu do stolicy trafia do pałacowego lochu, za pobicie nadwornego barda-bajarza (Mariusz Płocha).
Na tle tych wydarzeń rozgrywa się szereg pobocznych wątków, jak dzieje nadwornego fryzjera (Michał Gruz), konflikt Rysielie z handlarzem (Mateusz Skulimowski), problemy barda z odszukaniem rymów i oczywiście liczne romanse króla oraz miłość czarnoksiężnika i asystentki. Na szczególną uwagę zasługuje postać "Każdej" (ang. "Everywoman" Joanna Jóskowiak), która wcielała się we wszystkie epizodyczne postaci, nieprzewidziane we wstępnym scenariuszu: matka Rysielie, karczmarka, biskup prawosławny i wiele innych.
Kapelusz w błocie nawiązuje do wspaniałych początków kina akcji, kiedy o sukcesie obrazu decydował pomysł inscenizacyjny, a nie efekty specjalne, próbujące urozmaicić patologicznie nieciekawą fabułę. Nie oznacza to jednak, że efektów audio-wizualnych nie było w ogóle. Bynajmniej, skoro w pierwszym akcie pojawił się czarodziej, w kolejnych muszą być czary. I tu na pochwałę zasługuje niezawodny (no prawie) Bartosz Gruz, który stworzył odpowiednią atmosferę, nie powoduj±c u widzów oczopląsu.
Oczywiście nie można zapominać, że nic nie zostało wcześniej zaplanowane. Wszystko powstawało "tu i teraz" pod dyktando widowni. Publiczność mogła zadecydować o każdym detalu inscenizacji, zgodnie z dewizą występujących: Wszystko co powiecie, może być użyte przeciwko nam. W efekcie "seans" obfitował w niezliczoną ilość wpadek i komicznych sytuacji, wzbudzających salwy śmiechu, zarówno u widzów, jak i aktorów.
Krótko mówiąc, grupa IMPROKRACJA zapewniła mi przednią zabawę i nieziemskie doznania, dzięki czemu mogę śmiało polecić kolejne przedstawienia. Co prawda Kapelusz w błocie jest (dosłownie) niepowtarzalny, jednak zaprezentowany poziom, pewność i styl improwizacji pozwala mi wierzyć, że improkraci równie dobrze poradzą sobie z każdym innym gatunkiem filmowym, z jednakową gracją przerabiając go na oryginalną komedię.